Gerlach mierzy 2655 m., co czyni go najwyższym zarówno w Tatrach, jak i całych Karpatach. A co najwyższe, to znane i popularne. W tym przypadku jest to jak najbardziej uprawnione stwierdzenie, bo każdego roku odwiedza go wielu ludzi. Najpopularniejsza i najłatwiejsza droga prowadzi przez Wielicką i Batyżowiecką Próbę. Mnie jednak od zawsze ciekawiła Droga Martina. Trudniejsza, dłuższa, ale ponoć ciekawsza. I pewnego razu złożyło się kilka czynników, dzięki czemu mogłem sprawdzić, czy ta droga rzeczywiście jest ciekawa.
Piątek, 3 lipca 2015
Z Wrocławia jadę z menelem do Tatrzańskiej Polanki. Podróż, jak to podróż, mija sprawnie bez przygód i nie byłaby warta nawet wzmianki, gdyby nie pewien szczegół, który miał miejsce w Białym Dunajcu. A mianowicie zajechaliśmy na obiad do miejscowej knajpy. Na stole ląduje zupa i placki ziemniaczane. Zupa jest bardzo dobra, za to placki już mniej. Mają trochę dziwny posmak, ale nie zwróciliśmy na to większej uwagi. Tu był nasz błąd, a następnego dnia było ciężko ze względów żołądkowo-samopoczuciowych. Jednym słowem zatrucie.
Sobota, 4 lipca 2015
Jest 2 w nocy. Na parkingu w Tatrzańskiej Polance menel jeszcze smacznie śpi, gdy ja zwijam rzeczy i ruszam na szlak. Obaj mamy w planie najwyższe szczyty. On polski - Rysy, ja słowacki - Gerlach.
Podejście na Polski Grzebień mija mi bardzo szybko, Kawałek drogi jest, ale rześkie powietrze motywuje do marszu. Na Przełęczy spotykam śpiące dwie osoby. Nie przeszkadzam im we śnie i w ciszy znajduję sobie swój własny kawałek trawy i także rozkładam śpiwór, bo mam około 1,5h oczekiwania na Bartka i Gosię z www.rudazwyboru.pl.
Udaje mi się uchwycić dużą część naszej dzisiejszej trasy na jednym zdjęciu w promieniach wschodzącego słońca. Na mnie robi wrażenie ta długość grani do pokonania.
Księżyc na zbliżeniu ponad Przełęczą Tetmajera, dla mnie świetne ujęcie.
Już na przełęczy ubieramy sprzęt, bo lepiej wcześniej niż później, i ruszamy. Najpierw w cieniu, jednak dosyć szybko wychodzimy na słońce i ściągam kurtkę.
fot. Gosia
Idziemy w stronę pierwszego wyraźnego wzniesienia.
Jednak aż do Wielickiego Szczytu teren nie stwarza większych problemów. Trudniej robi się w miejscu, gdzie trzeba opuścić Wielicki i ruszyć dalej granią. W tym miejscu znajduje się stanowisko zjazdowe z taśm i mailona, z którego my również zjeżdżamy.
Ląduje się na szerokiej, trawiastej półce, odkąd robi się trudniej. Grań robi się węższa, pojawia się lufa. W końcu to jest grań, taka prawdziwa :)
fot. Gosia
Czasem trzeba ominąć wielkie głazy.
A stąd zjeżdżaliśmy. Widać akurat osobę rozpoczynającą zjazd.
Widok w stronę Wysokiej.
I w stronę Łomnicy.
Niestety, moje samopoczucie wraz każdą kolejną godziną było coraz gorsze. A wraz z nim, coraz gorzej mi się szło. I odcinki, które normalnie pewnie nie byłyby dla mnie bardzo trudne, robiły już na mnie wrażenie. Ale ostatecznie udało się dojść do szczytu, a następnie z niego bezpiecznie zejść - co w końcu jest najważniejsze. Niestety, ilość zdjęć na tym ucierpiała, a jeszcze bardziej pamięć o samej drodze, bo nie bardzo byłem w stanie skupić się na kolejnych jej odcinkach. Cóż, tak już czasem bywa. Dokładniejszego opisu trasy niestety nie będzie, pokażę tylko kilka kolejnych fot.
Stromy kominek, z daleka i dołu robił wrażenie, jednak w rzeczywistości nie okazał się taki trudny. A z plusów, to po jego przejściu wzbogaciłem swój zestaw sprzętu o frienda Rock Empire Pulsar #3. Zawsze to pierwszy przyjaciel w kolekcji ;)
Pojawiają się pierwsze chmury.
Krótki trawers z użyciem liny.
A chmur coraz więcej i więcej.
Gdzieś w skalnym świecie.
Zadni Gerlach.
Końcowy odcinek grani z Przełęczy Tetmajera na Gerlach.
Zdjęcie szczytowe w komplecie, ale bez widoków. Nawet nie brakowało mi wtedy widoków.
Samotny już krzyż. Stoi i czeka, a może pewnego dnia doczeka się mojej ponownej przy nim wizyty?
Łańcuchy w żlebie zejściowym. Później było jeszcze sporo innych lin i metalowych klamer, jednak spora część żlebu wypełniona była śniegiem. Z jednej strony był za twardy, żeby schodzić nim tylko w butach, a zbyt miękki na wygodne schodzenie w rakach. Takie nie wiadomo co. Jednak zakładanie i ściąganie raków czas zajęło.
Na dole, u wylotu żlebu rozdzielamy się. Ja zostaję w Dolinie Batyżowieckiej, Gosia z Bartkiem ruszają w celu dojścia do schroniska, w którym zostawili swoje rzeczy.
Niedziela, 5 lipca 2015
Budzę się, ale ze wstawaniem się nie śpieszę. Plany jakieś na dzisiejszy dzień miałem, jednak poszły w odstawkę i postanawiam odpocząć i wydobrzeć przed następnym dniem, kiedy wraz z Roncem i Rafałem będziemy wchodzić na Łomnicę również ciekawą, mało uczęszczaną drogą, bo od Baraniej Przełęczy przez Spiską Grzędę i Durny Szczyt.
Pierwsze promienie słońca.
A tak wyglądał mój kawałek trawnika. Ciężko było znaleźć coś wygodnego, bo większość była już pozajmowana ;)
Otoczenie Doliny Batyżowieckiej.
Poszedłem jeszcze na Przełęcz pod Osterwą, posiedziałem nad Batyżowieckim Stawem i popołudniu zszedłem do Tatrzańskiej Polanki, gdzie byłem umówiony z Roncem.
Więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/CcavL56mVaT17WdX7
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Świetne kadry, pech, że Cię tak dopadło to zatrucie. A nazwę tej knajpy powinieneś podać, jako ostrzeżenie, by omijać ją z daleka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dzięki :)
UsuńNo cóż, bywa. Najważniejsze, że nie zepsuło mi to zupełnie wyjazdu, bo jednak udało się wejść ma szczyt.
Ależ kusicie tym Gerlachem...Patrząc na zdjęcia, poczułam małą adrenalinkę, zwłaszcza na tej wąskiej grańce. A zdjęcie z powiększonym księżycem i czerwoną skałą (jak w Andach normalnie) - po prostu magia. Serdeczności :)
OdpowiedzUsuńGerlach kusi, to może i w końcu skusi? ;)
UsuńPiękne foty i ciekawa relacja. Gratulacje i pozdrawienia przesyłam 😀😀😀
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńCzytałem relację Gosi i (!) nie skojarzyłem, że tam byłeś :D Gerlach to już coś, a Księżyc nad przełęczą faktycznie świetnie wygląda. Zwłaszcza to zbliżenie :)
OdpowiedzUsuńAno byłem ;) Tak, kawał góry z niego i to jeszcze najwyższej w okolicy :P
Usuńa już myślałem, że w styczniu zrobiłeś Martinovkę!:D
OdpowiedzUsuńHehe, może kiedyś ;)
UsuńNo w końcu jest ten Gerlach! Już myślałam, że go na straty spisałeś ;)Przejście tej drogi zmagając się jeszcze z zatruciem pokarmowym... twardy zawodnik z Ciebie... Chociaż jakbym była z kimś w górach i wiedziała, że ktoś jest w niedyspozycji to raczej bym próbowała zmienić wspólne plany dla bezpieczeństwa obojga/zespołu. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńNie, nie, w końcu to bardzo fajny szczyt. No i najwyższy ;)
UsuńNo ja też bym nie szedł gdyby było źle od początku, jednak źle zacząłem się czuć dopiero w połowie drogi, więc na jakieś wielkie zmiany, czy też rezygnację z wycieczki już było słabo. Po prostu rano było wszystko ok, a problemy zaczęły się w trakcie.
Tobie to dobrze bo pakujesz się i jedziesz gdzie chcesz, a u nas jedno zawsze marudzi, że jest za wysoko albo za bardzo ekspozycyjnie ;)
OdpowiedzUsuńGdzieś ta droga jest w głowie, ale chyba nie w tym składzie w jakim chodzimy ;)
Zawsze można zrobić wycieczkę, że każdy pojedzie tam, gdzie chce ;) Raz na pewien czas na pewno nie zaszkodzi ;)
Usuń